Wieczorem odebrałem wiadomość: lokatorki raczyły mi oświadczyć, że z końcem miesiąca wynoszą się do ciotki. A ja, naiwniak, nie wziąłem od nich kaucji ani nie zobowiązałem ich umową. Co za klapa. Trudno jest być kamienicznikiem, siedząc po drugiej stronie Atlantyku. W dodatku rozmowa z bliską mi osobą sprawiła, że poczułem się nieco skotłowany wewnętrznie. Książka nie dawała się czytać. Wszystko to doprowadziło mnie do wniosku o konieczności wypicia piwa. Poszedłem więc do parku u zbiegu ulic Padre Billini i Duarte, miejsca wieczornych spotkań młodzieży i pederastów różnej maści, pikiety w wydaniu dominikańskim, z jednym małym colmado i furgonetką serwującą smażone mięso, metalowymi ławeczkami i pomnikiem ojca narodu. Duża Bohemia nieco mnie uspokoiła, powłóczyłem się więc do pobliskiego Domu Teatru. Choć panuje tam drożyzna, zdarzają się ciekawe koncerty, chciałem sprawdzić, co się dzieje. Okazało się, że zagra tego wieczoru gitarzysta i śpiewak Pavel Núñez.
Spojrzałem w stronę baru, a tam... On – nikt inny - Luis Terror Dias we własnej osobie! Przedstawiłem mu się, a ponieważ swego czasu zaprzyjaźnił się z moim bratem, od razu nawiązaliśmy miłą rozmowę. To bardzo charyzmatyczna postać, niezwykle zasłużona dla dominikańskiej muzyki. Dowiedziałem się wprawdzie, że Luis zaczął w swoim alkoholizmie przekraczać wszelkie granice, że zrobił jakąś horrendalną awanturę na koncercie zorganizowanym na jego własną cześć, że naubliżał muzykom grającym jego kawałki itp., ale teraz wyglądał całkiem porządnie. I jak na artystę, którego jedna trzecia utworów nawiązuje do tematyki dupy, nie zawiódł mnie ani trochę. Już po chwili jego wzrok zatrzymał się na jakichś krągłych pośladkach, potem znów na innych.
– Patrz jak się wypięła! Jestem uzależniony od tego diabelstwa – wyznał. Podarował mi też swoją nową płytę, lecz po chwili zażądał, bym dał mu za nią dwie stówki, bo ma tylko tyle (pokazał mi, ile ma), a musi zapłacić za taksówkę, która wiezie tu jego dziewczynę, że to pierwsza randka i przecież powinien pokazać gest. Wręczyłem mu dwa banknoty i zaproponowałem, byśmy dla oszczędności poszli na najbliższy róg. Tak więc po chwili siedzieliśmy przed colmado pijąc piwo i czekając na tę jego kobietę, która jechała już czwartą godzinę.
– Widziałem ją tylko raz, ale mówię ci, to jest to. Wystarczyło jedno spojrzenie – przekonywał. Zaraz znów się skarżył. – Wszystkie są takie same, kłamią jak najęte. Czekam tu od szóstej!
Na zmianę kupowaliśmy butelki, nie licząc tej, którą podarował mu właściciel colmado. W międzyczasie pokazał mi swoje blizny. Jego lewe ramię, jeśli spojrzeć od tyłu, kształtem przypomina literę „c”. Wyjaśnił, że przewrócił się w domu. Potem zaprezentował metalowy łokieć u prawej ręki.
– Cały jestem z metalu! – pochwalił się. Mimo doznanych urazów, dalej może grać na gitarze, nie może za to się bić, dzięki czemu, jak przyznał, nie wylądował jeszcze w więzieniu. Co chwilę któryś z przechodniów pozdrawiał go serdecznie, w końcu to prawdziwa gwiazda. Pogawędziliśmy sobie jeszcze o muzyce, o naszej wspólnej niechęci do Kościoła, o dupie, rzecz jasna, aż wreszcie upragniona taksówka przywiozła mocno spóźnioną narzeczoną w towarzystwie młodszej koleżanki. Wróciliśmy na koncert, gdzie Luis zupełnie zlekceważył te dziewczyny, i gdy usiadły przy stoliku, on został przy barze pijąc drinka. Może postanowił odegrać się za to czekanie? Ja też kazałem sobie nalać i dosiadłem się do nich. Nie kryły wzburzenia, że nic im nie postawiono. Luis wszedł na scenę, by zagrać dwie swoje piosenki wspólnie z owym Núñezem, po czym wrócił do baru sączyć rum. Koncert znów stał się czerstwy. Dziewczęta dostały w końcu po napoju, a ja uznałem, że nic już tam po mnie i pożegnawszy się z całą trójką wróciłem do domu, zahaczając o park.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Blog-tłuścioch! Afros jak żywy! Ciężko wskazać hajlajty, ale chyba jarzynowy fristajl wysuwa się na czoło. Ale nieznacznie - walka spalin z uroczą bryzą oraz historia narzeczonej Luisa następują na pięty. Przysyłaj następne koniecznie, a opcjonalnie to ja osobiście marzę o zdjęciu grupy grającej w domino. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuń